Był już Idol, było You Can Dance, było kilka innych programów na zagranicznej licencji, które przyciągały tysiące ludzi na castingi, a miliony przed telewizory. No i przyszedł czas na polską wersję Britain's Got Talent. Blog w założeniu miał być o dupie maryni, więc pozwolę sobie skrobnąć kilka słów o owym szoł. Rzecz sama w sobie jest bardzo fajna. Co prawda, niektórym się ten program pomylił z Szansą na Sukces, niektórym zaś ze wspomnianym You Can Dance, jednak ogólnie daje radę. Daje radę, pomimo usilnych starań trzech osób stanowiących szanowne jury. Nigdy nie wiadomo, czy utalentowany młodzieniec nad którym owo grono rozpływało się w zachwytach przed miesiącem, nie okaże się nagle nudny i w ogóle jakiś taki bez polotu. W założeniu jury miało się składać z jednego cool, młodzieżowego, sarkastycznego (bardzo modne ostatnio słowo) idola nastolatków, dobrotliwej i pełnej wdzięku doktor Zosi oraz ostrej jak żyleta rockmenki. Wyszła - jak zwykle - chujnia z grzybnią.
Zacznijmy od owej rockmenki. Zdarzyło jej się przed kilkunastoma laty krzyknąć na jakiejś gali "nauczyciele fuck off". Jako że polski showbiznes w skandale nigdy nie obfitował, zrobiło się z tego wielkie halo, a dziewczyna ze zgryzem kapibary została naszą naczelną skandalistką. Twórcom programu umknął jednak pewien drobny fakt - to było dawno. Obecnie, pani Chylińska jest (jak sama zresztą przyznaje) największą pierdołą w składzie jurorskim i naprawdę niewiele trzeba, aby z zachwytu mało się nie spieprzyła ze stołka. O jej nowej płycie nie ma się co wypowiadać, bo to szkoda słów po prostu.
Kandydatka numer dwa - Małgorzata Foremniak. Zdradzę Państwu sekret - Foremniakowa ma już 42 lata. Że co? Że nic nowego? Ano, ja to wiem, Wy to wiecie, a pani Foremniak najwyraźniej nie do końca. Słuchając jej komentarzy, mam nieodparte wrażenie, że przed każdym występem gorączkowo przegląda naszą-klasę, w poszukiwaniu jakichś "wyjechanych", "młodzieżowych" tekstów, których mogłaby użyć przy ocenach. Z drugiej jednak strony, doktor Zosia lubi czasem podzielić się cząstką swojej życiowej mądrości. Wtedy słyszymy nadzwyczaj głębokie refleksje o tym co jest w życiu najważniejsze, co wspaniałego mają w sobie ludzie i jak powinni to wykorzystać, jednym słowem pierdolenie takie, że uszy więdną. Oczywiście, wypowiedziane naturalnym dla gwiazd TVNu tonem profesora belwederskiego.
I trzeci juror, mój ulubiony Kuba Wojewódzki. Generalnie jego program w Esce Rock jest wporzo, talk show w telewizji też ujdzie, jeżeli są fajni goście (i nie ma dowcipów z basha). Rubryka w Polityce, w której obrabia potem dupy swoim rozmówcom również jakiś tam poziom (jak na kącik plotkarski) trzyma. Jednak jedna cecha pana Wojewódzkiego jest wyjątkowo irytująca: czasami z naprawdę zabawnego clowna, próbuje przeistoczyć się w Stańczyka, a wtedy widzimy zwykłego pajaca. Wot, przykład. Dlatego, drogi panie Kubo, taki apel: jak chce się być sumieniem narodu, to dobre obyczaje nakazują krytykę narodu własnego, nie zaś swoich gospodarzy. Nie podoba się nad Wisłą, to trzeba wracać nad Jordan. Nie wspominając już o niezrozumiałej dla zwykłego człowieka tendencji, do uważania każdej walki z dobrymi obyczajami za coś wręcz wspaniałego. Zupełnie jakbym Wyborczą czytał.
Zacznijmy od owej rockmenki. Zdarzyło jej się przed kilkunastoma laty krzyknąć na jakiejś gali "nauczyciele fuck off". Jako że polski showbiznes w skandale nigdy nie obfitował, zrobiło się z tego wielkie halo, a dziewczyna ze zgryzem kapibary została naszą naczelną skandalistką. Twórcom programu umknął jednak pewien drobny fakt - to było dawno. Obecnie, pani Chylińska jest (jak sama zresztą przyznaje) największą pierdołą w składzie jurorskim i naprawdę niewiele trzeba, aby z zachwytu mało się nie spieprzyła ze stołka. O jej nowej płycie nie ma się co wypowiadać, bo to szkoda słów po prostu.
Kandydatka numer dwa - Małgorzata Foremniak. Zdradzę Państwu sekret - Foremniakowa ma już 42 lata. Że co? Że nic nowego? Ano, ja to wiem, Wy to wiecie, a pani Foremniak najwyraźniej nie do końca. Słuchając jej komentarzy, mam nieodparte wrażenie, że przed każdym występem gorączkowo przegląda naszą-klasę, w poszukiwaniu jakichś "wyjechanych", "młodzieżowych" tekstów, których mogłaby użyć przy ocenach. Z drugiej jednak strony, doktor Zosia lubi czasem podzielić się cząstką swojej życiowej mądrości. Wtedy słyszymy nadzwyczaj głębokie refleksje o tym co jest w życiu najważniejsze, co wspaniałego mają w sobie ludzie i jak powinni to wykorzystać, jednym słowem pierdolenie takie, że uszy więdną. Oczywiście, wypowiedziane naturalnym dla gwiazd TVNu tonem profesora belwederskiego.
I trzeci juror, mój ulubiony Kuba Wojewódzki. Generalnie jego program w Esce Rock jest wporzo, talk show w telewizji też ujdzie, jeżeli są fajni goście (i nie ma dowcipów z basha). Rubryka w Polityce, w której obrabia potem dupy swoim rozmówcom również jakiś tam poziom (jak na kącik plotkarski) trzyma. Jednak jedna cecha pana Wojewódzkiego jest wyjątkowo irytująca: czasami z naprawdę zabawnego clowna, próbuje przeistoczyć się w Stańczyka, a wtedy widzimy zwykłego pajaca. Wot, przykład. Dlatego, drogi panie Kubo, taki apel: jak chce się być sumieniem narodu, to dobre obyczaje nakazują krytykę narodu własnego, nie zaś swoich gospodarzy. Nie podoba się nad Wisłą, to trzeba wracać nad Jordan. Nie wspominając już o niezrozumiałej dla zwykłego człowieka tendencji, do uważania każdej walki z dobrymi obyczajami za coś wręcz wspaniałego. Zupełnie jakbym Wyborczą czytał.